Będzie dobrze

Dzisiaj miałam napad. 
Dla mnie napad to już zjedzenie tyle co je przeciętnie normalny człowiek, ale mniejsza o to. Zazwyczaj jak się coś planuje to nie wychodzi, ale ja dostałam jakiegoś bodźca do działania. Obejrzałam kilka filmów, dokumentów oraz poczytałam kilka wpisów o tym jak cały ten proces przebiega. Jednych obrzydza fakt, gdy widzi się kościste ciało, a mnie to motywuje. Co zrobiłam? 
Stanęłam przed lustrem. 
Zadałam sobie kilka pytań, które miały dla mnie kluczowe znaczenie dotyczące kultu mojego ciała. Jak się z tym czuje? Źle, bo uświadomiłam sobie jak jedzeniem siebie rujnuje. 
Mój standardowy dzień wygląda tak, że nie jem nic do południa, a później wszelkie smutki przelewam w jedzenie. Czy to było dobre ? NIE. 
Zazwyczaj staram się nie przejmować ludzkim zdaniem na temat mojej osoby, bo co obchodzi mnie to czy ktoś mnie akceptuje mnie, czy też nie, ale w pewnym aspekcie mnie dotyka to bardzo - wygląd. 
Mieszkając z chłopakiem uciekałam od tych ludzi z którymi miałam styczność w czasach szkolnych, którzy mnie obrażali, a teraz gdy jeżdżę z nimi w jednym pociągu czy busie zaczynam dostrzegać te ich spojrzenia i mam wrażenie, że widzą tylko mankamenty mojego ciała. Fakt, teraz jest zima, mogę to przykryć długą kurtką i nikt tego nie zauważy, ale co z tego skoro niedługo przyjdzie wiosna? Trzeba będzie te warstwy zrzucić. Nie podoba mi się to, dlatego chciałabym działać - DLA SIEBIE. 
Gdy dowiedziałam się, że mój kochany nie żyje to straciłam apetyt na 2-3 tygodnie. Dużo schudłam, ponieważ czas leciał jak szalony, nie panowałam nad myślami i byłam załamana. Owszem, nadal jestem ale wróciła ta szara, dziwna codzienność, która przy nim była cudowna. 
Mam dosyć udawania przed ludźmi, że wszystko jest okej...męczy mnie to. Cieszę się, że mam tego bloga. On mi dużo pomaga, pomimo tego, że nikt praktycznie tego nie czyta. Jest to taka forma wyrzucenia swoich emocji i mówienia szczerze co czuje, ponieważ nawet najbliżsi nie są w stanie mnie normalnie wysłuchać i ciągle słyszę komentarze - "ooo jak fajnie, że już się ogarnęłaś". 
Nie jest to prawdą. Co ja mam robić? Stać w miejscu, gdy świat i życie leci dalej? Próbuję żyć, ale mi to nie wychodzi. Mam nadzieję, że chociaż nauczę się panować nad tym pieprzonym jedzeniem, bo teraz to jest dodatkowy problem który mnie dobija...

Nie planuję tego co będzie jutro. Wtorki mam wolne od uczelni, zatem spędzę ten dzień w domu. Posty planuję dodawać codziennie. Chce nadrobić zaległości, bo ostatnio zaniedbuje się w każdej dziedzinie swojego życia, dlatego chciałabym żeby ten blog był taką moją formą wylewania łez, systematycznością. 
3majcie się kochane! Do jutra. 


Komentarze

  1. Nie powiem, że czas leczy rany. Pozwala im się zabliźnić, ale nie uleczy ich całkowicie. To będzie bolało, jednak z czasem ból zelżeje na tyle, że nie będzie Ci przeszkadzał. W dalszym ciągu, Kotku, masz nas. Będziemy tu dla Ciebie. Będziemy Cię wspierać. Nie wątp w to. Przetrwasz i wygrasz tę wojnę.
    Trzymaj się, Kochanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, ze chcesz coś zrobić że swoim życiem. Wyjść z kokonu, zacząć żyć ♡
    Nie zapomnisz o tym, co się stało, ale znajdziesz w tym sile i bedziesz ja dobrze wykorzystywać. Wierzę w to :)
    Co zamierzasz dokładnie zrobić z jedzeniem? Nauczyć się jeść normalnie?
    Trzymaj się i trzymam kciuki :3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz